Archiwum

Archiwum autora

Prawniczka wnosi powództwo o anulowanie dyplomu magisterskiego

15 stycznia, 2012 Dodaj komentarz

Niezwykłym powództwem 32-letnia Paulina S. zaskoczyła sąd rejonowy w Krakowie. Dyplomowana prawniczka wniosła powództwo o anulowanie swojego dyplomu magisterskiego. Uzasadnienie: Po studiach nie przeczytała ani jednej książki inie jest już w stanie ogarnąć tekstów, naukowych, które składają się więcej niż z 3. stron. Podobnie jak starzy kierowcy, którzy z powodu strachu przed narażeniem samego siebie i innych mogą oddać prawo jazdy, ona chciałaby zrezygnować z dyplomu. To oficjalne pozbawienie tytułu miałoby iść w parze z możliwością jego późniejszego odzyskania.

Paulina S. nie jest odosobnionym przypadkiem. W październiku dyplomowany ekonomista Maciej P. pojawił się w dziekanacie SGH w Warszawie i rzucił swój dyplom magisterski zdumionemu dziekanowi pod stół. Wzburzony powiedział, że na studiach uczył się tylko samych bzdur. Z czasem odkrył, że obecna ekonomia w ogóle nie jest nauką. Maciej P. oskarżał uczelnię, że podczas studiów nic nie słyszał o kreacji pieniądza, i nigdy nawet nie wspomniano o fatalnych skutkach odsetek od odsetek. Absolwent zażądał oficjalnego zaświadczenia o przyjęciu zwrotu tak zwanego dyplomu magisterskiego i jego anulowaniu.

Trochę inny przebieg miało zajście na Uniwersytecie Wrocławskim. Tam ex-studentka podczas wizyty w dziekanacie wybuchnęła płaczem. Kiedy się uspokoiła, złożyła wyjaśnienia, podobne do prawniczki z Krakowa, mianowicie że po ukończeniu studiów anglistycznych nie przeczytała nic oprócz gazety z programem i pierwszego tomu Harrego Pottera. Ostatnio miała wyrzuty sumienia,  więc chciała porozmawiać dziekanem.

3 tygodnie temu sąd rejonowy w Krakowie wydał wyrok w sprawie Pauliny S. Powództwo oddalono. W uzasadnieniu wyjaśniano, że dyplom magisterski to dyplom na całe życie, którego ważność nie jest związana z przyszłymi kompetencjami intelektualnymi. Anulowanie jest przewidziane tylko w przypadku udowodnionego oszustwa (n .p. plagiat).

Sędzia dodał, że nie ma żadnego obowiązku przechowywania i okazywania dyplomu, jak w przypadku dowodu osobistego. Powódce wolno więc na przykład zawiesić dyplom w toalecie albo tam z niego korzystać . Prawniczka mogła jednak zapisać na swoim koncie częściowy sukces. Sąd nakazał Ministerstwu Edukacji Narodowej opracować egzamin poprawkowy, który umożliwi każdemu absolwentowi wątpiącemu w siebie, przekonać się o zgodności z prawem jego tytułu. Absolwent i uniwersytet powinni mieć możliwość, upewnienia się co doposiadania kompetencji intelektualnych absolwenta nawet po studiach.

Ministerstwo w międzyczasie wypełniło zarządzenie i powołało komisję, której powierzono opracowanie „poprawki“. Pierwszy projekt jest już gotowy. Każda rada wydziału wyznaczyła publikacje, którą kandydat musi przeczytać, i o której musi napisać piętnastostronnicową naukową pracę zaliczeniową. Ma on/ona na to 3 miesiące (matki pracujące 6 miesięcy).

Oto aktualny projekt:
Lista lektur w ramach egzaminu sprawdzającego ważność tytułu akdemickiego:

Anglistyka – Joanne K. Rowling: Harry Potter. Tom 1-3.
Biologia – Leszek Ptak: Wielka księga ziół ogrodowych. Warszawa 2007.
Chemia  – Marta Lewandoski: Alchemia – odkryta na nowo. Wrocław 2006.
Fizyka –  Leszek Wielbłądowski: Energia atomowa – czysta energia. Jutro i pojutrze. Tokio 2011.
Historia – (analyza filmu) Rommel lis pustyni, USA 1951.
Pedagogika –  Pawel Pawlak: Janek nie chce usiąść – ADHD w teorii i praktyce. Warszawa 2005.
Psychologia – Jolanta Jaskowiak:  Od lodówki do toalety i z powrotem. Bulimia dzisaj. Łódz 2003. Teologia – (analyza filmu) Aniołki Charliego.

Na egzamin można się zapisać od maja 2012 na każdym Uniwersytecie. Opłata wynosi 400 złotych.

Juristin klagt auf Aberkennung ihres Magisterdiploms

26 listopada, 2011 Dodaj komentarz

Krakau.

Mit einer ungewöhnlichen Klage überraschte die 32-Jährige Paulina S. das Landgericht Krakau. Die diplomierte Rechtsanwältin klagte gegen die Universität Krakau auf Aberkennung ihres Magisterdiploms. Begründung: Sie habe nach ihrem Studium kein einziges Buch mehr gelesen und sehe sich außerstande wissenschaftlich zu arbeiten. Ähnlich wie ältere Autofahrer, die aus Gründen der Selbst- und Fremdgefährdung ihren Führerschein abgeben können, möchte sie ihr Diplom zurückgeben. Die offizielle Aberkennung solle mit der Möglichkeit einhergehen, den Titel später zurückzuerlangen.

Paulina S. ist kein Einzelfall. Im Oktober 2011 erschien der diplomierte Ökonom Maciek P. im Dekanat der SGH Warschau und knallte dem verdutzten Dekan sein Magisterdiplom auf den Schreibtisch. Aufgebracht erklärte er, dass er in seinem Studium nur „Müll“ gelernt habe. Mittlerweile habe er herausgefunden, dass die gegenwärtige Ökonomie überhaupt keine Wissenschaft sei. Maciek P. kritisierte, dass er in seinem Studium nichts über die Geldschöpfung gelernt habe. Auch die verheerende Kraft des Zinseszinses sei nie zur Sprache gekommen. Schließlich verlangte der arbeitslose Familienvater vom Dekan eine offizielle Bestätigung seines Verzichtes auf den so genannten Magistertitel.

Etwas anders gelagert war ein Vorfall an der Uni Wroclaw. Hier brach eine frühere Studentin während ihres Besuches im Dekanat in Tränen aus. Nachdem sie sich beruhigt hatte, erklärte sie – ähnlich wie die Krakauer Juristin – dass sie nach dem Abschluss ihres Anglistikstudiums nichts mehr gelesen habe außer der Fernsehzeitung und des ersten Bandes von Harry Potter. In der letzten Zeit habe sie Gewissensbisse bekommen und daher das Gespräch mit dem Dekan gesucht.

Vor drei Wochen fällte nun das Landgericht Krakau das Urteil bezüglich der Klage von Paulina S.
Die Klage wurde abgewiesen. In der Begründung hieß es, das Magisterdiplom sei ein Titel auf Lebenszeit, dessen Gültigkeit an keine zukünftige geistige Leistung geknüpft ist. Eine Aberkennung sei nur im Falle eines nachgewiesenen Betruges (Plagiates) vorgesehen. Der Richter merkte zudem an, dass es bezüglich der Magister-Urkunde keine Aufbewahrungs- und Vorzeigepflicht gäbe, wie etwa im Falle des Personalausweises. Der Klägerin stünde es daher frei, das Zeugnis beispielsweise in der Toilette aufzuhängen oder es dort zu verwenden. Dennoch konnte die Juristin einen Teilerfolg verbuchen. Das Gericht wies das Bildungsministerium an, eine Nachprüfung zu entwickeln, die es jedem an sich zweifelnden Universitätsabsolventen ermöglicht, sich von der Rechtmäßigkeit seines Titel zu überzeugen. Jedem Absolventen müsse  gewährleistet werden, sich und der Universität hinsichtlich seiner weiterhin vorhandenen intellektuellen Leistungsfähigkeit Gewissheit verschaffen zu können

Das Bildungsministerium ist der Aufforderung mittlerweile nachgekommen und hat eine Kommission eingesetzt, die mit der Entwicklung der „Nachprüfung“ betraut wurde. Ein erster Entwurf liegt vor. Jeder Fakultätsrat hat ein kanonisches Werk benannt, das der Prüfling lesen muss und zu dem er ein 15-seitige wissenschaftliche Arbeit verfassen muss. Dafür hat er / sie drei Monate Zeit (berufstätige Mütter 6 Monate).

Hier der aktuelle Entwurf:

Liste kanonischer Werke im Rahmen der Prüfung zur Bestätigung der Gültigkeit des Universität-Diploms:

Anglistik – Joanne K. Rowling: Harry Potter Bd. 1-3
Biologie – Harry Koch: Das große Buch der Gartenkräuter (Hamburg 2009)
Chemie – Ephraim Schmidt: Nitroglycerin, eine Substanz lernt fliegen (Tel Aviv 2008)
Neuere Geschichte (fimanalytisches Essay:) Rommel der Wüstenfuchs, USA 1951
Ältere Geschichte: Heinrich Kramer: Der Hexenhammer (1486)
Katholische Religion:  (fimanalytisches Essay:) Drei Engel für Charlie
Pädagogik: Peter Rasch: Uwe will nicht sitzen – ADHS in Theorie und Praxis (Frankfurt 2005)
Psychologie: Rudi Mentär: Vom Kühlschrank zur Toilette – und zurück. (Berliner Beiträge zur Bulämieforschung 2004)
Physik: Leszek Wielblandowski: Atomkraft – saubere Energie für morgen und übermorgen (Tokio 2011).

Die Prüfungen sollen ab Mai 2012 an jeder Universität angeboten werden. Die Prüfungsgebühren betragen 400 Zloty.

Trauriger Trödel – das Kupfer-Museum im Legnica

1 sierpnia, 2011 Dodaj komentarz

Da ich mich für Kupfer und die mit  Kupfer verbundene Industriegeschichte
interessiere, habe ich heute  das Kupfer-Museum (muzeum miedzi) in Legnica
besucht.  Mein Museumsbesuch dauerte ca. 15 Minuten. In dem so genannten
Kupfermuseum gibt es überhaupt kein Kupfer! Von der damit
zusammenhängenden Industrie, den Maschinen, der Stadtgeschichte, der
Arbeitswelt ganz zu schweigen.
Als ich die Museumsaufsicht darauf angesprochen habe, teilte sie mir mit,
dass ich nicht der erste wäre, der massiv enttäuscht sei. Es sei ihr selbst peinlich,
dass es in dem Kupfermuseum keine Kupferabteilung gäbe. Dabei verfüge das
Museum über Kupferbestände; warum diese nicht ausgestellt und
museumspädagogisch eingesetzt werden, wisse sie nicht.
Das Museum – in dem ich nichts finden konnte, außer ein bisschen
traurigen Trödel – ist nicht nur eine Beleidigung für die Besucher,
sondern auch für Bewohner der Stadt Legnica. Die Bewohner können
doch wohl erwarten, dass sie (und insbesondere die Kinder) in ihrem
städtischen Museum etwas erfahren über Kupfer und die mit diesem
Rohstoff verbundene Stadt- und Regionalgeschichte.
So ist es auch kein Wunder, dass ich, abgesehen von 5 Aufsichtspersonen,
der einzige Besucher in diesem Mausoleum, Entschuldigung Museum, war.
D.B.

„stracone pokolenie” – wyjątkowa relacja z Biura Karier

4 czerwca, 2011 Dodaj komentarz

Jak wielokrotnie donosiły ostatnio gazety (np. Gazeta Wyborcza z
14.03.2011), wzrasta gwałtownie w Polsce poziom bezrobocia wśród
absolwentów wyższych uczelni. Mówi się już wręcz o straconej
generacji. Absolwenci po ukończeniu studiów tułają się od
praktyki do praktyki albo lądują w jakichś Call Center. Kto ma
szczęście, znajduje stanowisko jako windykator w banku lub może
nazywać się pracownikiem wielkiego, światowego koncernu, nawet
jeśli w rzeczywistości pracuje jako mrówka wprowadzająca dane.

Biuro karier Uniwersytetu Wrocławskiego w związku tym problemem
uruchomiło nowy projekt pod tytułem Mobilny Talent. Idea jest
prosta: student albo absolwent poznaje przez jeden miesiąc odnoszące
sukcesy przedsiębiorstwo z regionu, które cechuje się innowacyjnym
profilem działalności. Nowością jest, że kandydat nie
funkcjonuje w roli praktykanta, nie jest więc wykorzystywany do
kopiowania, parzenia kawy, wprowadzania danych i segregowania
papierów, ale porusza się jako obserwator. Przy czym poznaje on
krok po kroku wszystkie działy. Celem jest wyostrzenie spojrzenia na
procesy związane z ekonomią przedsiębiorstwa i skuteczne
prowadzenie firmy.

Każdy pobyt w firmie rozpoczyna się wywiadem, który przyszły obserwator
przeprowadza z kadrą zarządzającą. Przy tej okazji tradycyjne
role rozmowy kwalifikacyjnej zostają więc zamienione. Obserwator
przeprowadza wywiad i stara się stworzyć pierwsze wrażenie
przedsiębiorstwa i procesów w nim zachodzących.

Maciek,
26 lat, studiował na Uniwersytecie Wrocławskim ekonomię. Następnie
wysłał ponad 40 aplikacji. Odpowiedzi nie otrzymał nigdy. Maciek
zdecydował się na staż w Dolnośląskim Centrum Dogoterapii.
Wywiad wprowadzający miał bardzo interesujący przebieg.
Dziękujemy Maćkowi za zgodę na jego upublicznienie.

 Maciek:
Panie Doktorze, jest pan kierownikiem Dolnośląskiego Centrum
Dogoterapii. Proszę najpierw krótko wyjaśnić, o co chodzi w
dogoterapii. Dlaczego przychodzą do państwa ludzie z chorymi
zwierzętami?

Dr.B.:
Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem pańskie pytanie.

Maciek.:
Dlaczego przychodzą ludzie do państwa? Na przykład moja ciocia ma
psa. Kiedy on jest chory, idzie z nim do weterynarza.

Dr.B.(śmiejąc
się): Ach, pan myśli, że Dogoterapia jest formą medycyny
zwierząt? Nie, nie. My leczymy nie psy, ale ludzi. Przy pomocy psów.
Chodzi o wspomaganą przez zwierzęta terapię.

Maciek:
…Wspomagana przez zwierzęta terapia…

Dr.B:
Na pewno słyszał pan o Delfinach, Delfinoterapia. Było przecież o
niej głośno w prasie.

Maciek:
A tak. Oczywiście. Delfinoterapia. W Ameryce. Z autystycznymi
dziećmi, nieprawdaż?

Dr.B:
Dokładnie.

Maciek:
I z braku delfinów w Polsce wybrał pan psy?

Dr.B:
Nie. Tak łatwo to nie jest. Psy są w wyjątkowy sposób nadają się
do zajęć terapeutycznych. Psy umożliwiają bezpośrednie,
nieskomplikowane nawiązanie kontaktu. Pies jest zawsze autentyczny,
nie wysyła dwuznacznych sygnałów. Ludzie mogą tuszować takie
uczucia jak radość, czy strach. Dzieci, mające problemy z
przetwarzaniem bodźców, reagują na takie zachowanie wzmożoną
niepewnością. Pies warczy, macha ogonem, to są sygnały, które w
jednoznaczny sposób docierają do naszego mózgu. Nasi pacjenci uczą
się przy pomocy psów nawiązywać relacje pełne zaufania.
Poszczególne fazy to: obserwacja psa, nawiązanie kontaktu
wzrokowego, proste aktywności jak np. głaskanie i wreszcie pełna
interakcja.

Maciek:
Czy pańskimi pacjentami są wyłącznie dzieci?

Dr.B: W
pierwszym rzędzie tak, ale nie wyłącznie. Również osiągamy
zachęcające wyniki z pogrążonymi w depresji dorosłymi ludźmi.
Psy posiadają coś w rodzaju aktywizacyjnego charakteru.
Doprowadzają ludzi do zebrania się w sobie, troski o coś i
wyzwalają pozytywne uczucia. Nadto posiadamy psy do odwiedzania.
Jeździmy z tymi psami raz na tydzień do domów spokojnej starości
Mieszkańcy tychże domów są bardzo zadowoleni z naszej oferty.
Jest to w zasadzie bardzo łatwe i takowe psy nie potrzebują żadnego
specjalnego szkolenia.

Maciek:
Nawiązał pan do szkolenia. Jak słyszałem, dysponują państwo
własną psią akademią.

Dr.B:
To prawda.

Maciek:
Czego uczycie tam psy?

Dr. B:
Panie Maćku, muszę Panu powiedzieć, że nie przygotował się pan
jakoś specjalnie dobrze do naszej rozmowy. Psia akademia nie oznacza
tego, że psy uczą się czegoś tam, ale to my uczymy się czegoś
od psów!

Maciek:
Aa, tak należy rozumieć „psią akademię”. Przepraszam za moje
słabe przygotowanie, miałem zbyt mało czasu. W psiej akademii
funkcjonują więc psy jako w pewnym instruktorzy. To jest godne
uwagi. Jakie szkolenia oferują państwo?

Dr.B: W
tej chwili, przede wszystkim szkolenia z asertywności. Uczestnicy
kursów uczą się na podstawie treningu z psami być asertywnym i by
osiągać kontrolę nad sytuacją. Kursy cieszą się dużą
popularnością i skierowane są w pierwszym rzędzie do do
managerów, albo też do kadry kierowniczej.

Maciek:
Co poza tym oferują państwo?

Dr.B:
Od pewnego czasu na zlecenie Narodowego Fundusz Zdrowia prowadzimy
treningi wzmacniające zdolności
organoleptyczne i sensybilizujące
dla lekarzy medycyny
ogólnej.

Maciek:
Co mam przez to konkretnie rozumieć?

Dr.B:
Badania Narodowego Funduszu Zdrowia pokazały, że liczba błędnych
diagnoz i nieodpowiedniego leczenia przeprowadzanego przez lekarzy
pierwszego kontaktu w ostatnich latach wyraźnie wzrosła. Natomiast
spadają ciągle wartości zadowolenia wśród ankietowanych
pacjentów. Są dwa powody tegoż stanu rzeczy. Po pierwsze, lekarze
nie komunikują się już z pacjentami. Nie przeprowadza się żadnych
rozsądnych wywiadów w celu ustalenia diagnozy. Po drugie, coraz
mniej lekarzy w ogóle bada bezpośrednio pacjentów. Mam na myśli
klasyczne badanie, manualne. Mając dzisiaj wizytę u lekarza
pierwszego kontaktu, może pan być zadowolony, gdy lekarz wstanie
zza swojego biurka i poda panu rękę. Klasyczne badanie, za pomocą
którego da się wiele zdiagnozować, ale mało zarobić, jest w
coraz większym odwrocie. Można odnieść wrażenie, że wielu
lekarzy boi się bezpośredniego
kontaktu z pacjentami.  Dla nich
właśnie przygotował fundusz zdrowia szkolenia sensybilizacji i
rozwijania zdolności organoleptycznych. W trakcie naszych kursów
uczestnicy muszą nawiązać bezpośredni fizyczny kontakt z psem,
muszą go dotykać i wyszukiwać osobliwości.

Maciek:
Czy te psy są chore?

Dr.B: W
zasadzie nie. Ale jak każdy człowiek, tak też pies posiada
fizyczne osobliwości, cechy szczególne. Tu chrząstka, tam
zabliźnienie itd. Lekarze uczą się je rozpoznawać.

Maciek:
Bardzo interesujące. Są jeszcze jakieś inne kursy w ofercie?

Dr.B:
Tak, prowadzimy od jakiegoś czasu szkolenia szczekania. Jest to
sposób emocjonalnego odreagowania, acting
out.

Oferta ta jest bardzo dobrze przyjęta przez kadrę menadżerską.
Ale też wzmaga się zapotrzebowanie polityków.

Maciek: Co motywuje uczestników takich szkoleń?

Dr. B: To jest bardzo dobre pytanie. Ten temat jest jednak delikatny
i dopiero zaczynamy nasze obserwacje. Z relacji naszych uczestników
wiemy, że w jakimś momencie swojego życia poczuli potrzebę by
szczekać zamiast mówić. Pojedynczo próbowali oni szczekać już w
domu albo objawiały się pierwsze objawy tegoż
procesu.
Przeważnie potajemnie, jak sobie pan może
wyobrazić. Tymczasem prowadziło to niejednokrotnie do kłopotliwych
sytuacji w prywatnym otoczeniu. Podchwyciliśmy ten temat i bazujemy
przy tym na terapeutycznej zasadzie paradoksalnej interwencji. W
naszych szkoleniach uczestnicy mogą szczekać na wszystkie możliwe
sposoby; długość zależy od własnych potrzeb. Przeważnie
pragnienie słabnie z czasem. Jakkolwiek na zakończenie muszą zdać
egzamin podsumowujący.

Maciek: Na końcu kursu szczekania jest egzamin?

Dr.B: Tak, zdanie egzaminu jest niezbędne do otrzymania
Dyplomu-Szczekacza. Kto rezygnuje z egzaminu otrzymuje „tylko”
zaświadczenie uczestnictwa.

Maciek: Czy ten egzamin cieszy się dużym zainteresowaniem?

Dr.B: Tak, zainteresowanie jest duże. Proszę pamiętać, nasi
klienci poruszają się przeważnie w środowisku silnie
zorientowanym na sukces.

Maciek: Jak wygląda taki egzamin? Określiłbym pan go jako trudny
do zdania?

Dr. B: Myślę, że tak. W naszym kraju wszystkie egzaminy są
trudne. Proszę nie zapominać ile wysiłku kosztuje we Wrocławiu
otrzymanie banalnej licencji przewodnika miejskiego. Najpierw egzamin
ustny, później pisemny, później wycieczka po mieście z komisją
egzaminacyjną i na koniec jeszcze jedna wycieczka w autokarze przy
mikrofonie. Również nasi uczestnicy nie otrzymują dyplomu w
prezencie.

Maciek: Proszę zdradzić nam jak z grubsza wygląda egzamin. Wiem,
że nie może pan nam za dużo powiedzieć.

Dr. B: Tyle mogę powiedzieć: Egzamin składa się z czterech
części: szczekanie klasyczne, identifikacja ras psów, szczekanie
dialogiczne i jako ostatni chóralne lub stadne szczekanie.

Maciek: Aha, bardzo interesujące. Na końcu mam jeszcze kilka pytań
tyczących się ekonomicznego wymiaru działania pańskiego
przedsiębiorstwa. Jak pan wie, studiowałem ekonomię i chciałbym
poznać pańskie przedsiębiorstwo również od strony finansowej.
Oczywiście, postaram się również wprowadzić pewne udogodnienia.

Dr.B: Proszę.

Maciek: Jak wielu pracowników zatrudnia pan?

Dr.B: Pracuje u nas ośmiu terapeutów, jedna sekretarka, cztery psy
odwiedzające i dwanaście psów do terapii.

Maciek: Na jakiej zasadzie zatrudnieni są terapeuci i sekretarka?

Dr.B: Wszyscy mają własną działalność gospodarczą.

Maciek: Aha, zarejestruje to sobie. W ten sposób jest już
wyczerpana możliwość potencjalnego obniżenia kosztów.

Dr.B: Zgadza się.

Maciek:
A na jakiej zasadzie zatrudnione są psy są u pana?

Dr.B:
To pytanie nie jest poważne.

Maciek:
Sam pan powiedział, że psy u pana pracują.

Dr.B: Studiował pan ekonomię, więc powinno być panu wiadomym, że
zwierzęta w Polsce – i jak mi wiadomo również w każdym innym
kraju świata – nie są traktowane jako uprawnione do pracy. I tak
jest dobrze. Mielibyśmy ogromne trudności zmusić psy do zakładania
własnej działalności gospodarczej. Psy mianowicie nie mają
żadnego innego zleceniodawcy. Żyją u nas i działają tylko i
wyłącznie dla nas.

Maciek:Hmm, oczywiście, to byłaby fikcyjna działalność
gospodarcza. Do tego dochodziłoby, że w Polsce tylko osoby
fizycznej mogą zakładać działalność gospodarczą. Pozostałaby
tylko umowa o pracę…

Dr.B: To jest czysta spekulacja! U nas ani psy, ani ludzie nie
otrzymują umowy o pracę! Chciałbym jednak jeszcze zaznaczyć, że
oczywiście bardzo dokładnie baczymy na przestrzeganie praw
zwierząt. Psy terapeutyczne mogą pracować maksymalnie
dziewięćdziesiąt minut dziennie. A to również tylko trzy dni w
tygodniu. To wyjaśnia względnie dużą liczbę psów.

Maciek: Jeśli nie zatrudnia pan psów, jak więc są one
zaksięgowane?

Dr.B:
Jako środki trwałe.

Maciek:
Aha. I one amortyzują się po pięciu latach?

Dr.B:
Oh, tego nie wiem dokładnie…

Maciek:
Zanotuję to sobie. Może jednak znajdzie się pole manewru, by
obniżyć koszty. Co dzieje się wówczas, gdy umiera po trzech
latach?

Dr.B: O
to proszę pytać moją sekretarkę, ona zajmuje się również
księgowością.

Maciek:
Mmh, może w tym przypadku można obliczyć wartość pozostałą.
Sprawdzę to jeszcze dokładnie w domu.

Dr.B:
Bardzo miło z pana strony.

Maciek:
Na koniec jeszcze jedno pytanie. Istnieją jakieś inne zwierzęta,
które nadają się do terapii? Może takie, które żyją dłużej
niż psy?

Dr.B:
Tak. Nieprzypadkowo otwieramy za dwa miesiące centrum oślej terapii
w Lublinie. Zapraszamy tam pana bardzo serdecznie.

Maciek:
Oh, dziękuję bardzo!

Jazda na gapę jako terapia? Wywiad z psychologiem Bartkiem Tomaszewskim

D.B.:

Panie Tomaszewski, ostatnimi czasy słyszy się o
najrozmaitszych rodzajach terapii: Hipoterapia, Delfinoterapia,
Bajkoterapia, Biblioterapia. Pan jest znany z systematycznej
jazdy na gapę wraz ze swymi pacjentami. Co się za tym kryje?

B.T.:

Przychodzą do mnie głównie młode osoby
cierpiące na ADHD. Problemem dla nich jest,
by koncentrować się przez dłuższy czas i dzięki
temu osiagać cele i związane z tym poczucie spełnienia.

D.B.:

Receptą na co jest jazda bez biletu?

B.T.:

Udana jazda na gapę wymaga uwagi, koncentracji i
systematycznego przestrzegania pewnych reguł gry. Każda jazda
jest w rzeczywistości oszczędnością rzędu przynajmniej 2,40
zł. Moje doświadczenie z młodymi ludźmi pokazuje: Udana jazda
na gapę wzmacnia zdolność koncentracji, poczucie własnej
wartości i sprawia frajdę.

D.B.:

Jak przygotowuje Pan pacjentów na jazdę bez biletu?
Jak przebiega ten proces?

B.T.:

Moi młodzi pacjenci otrzymują najpierw małe
szkolenie, w którym uczą się, czego należy przestrzegać.
Później wchodzimy do akcji.

D.B.:

Jeździ pan wspólnie z pacjentami?

B.T.:

Oczywiście, pierwsze jazdy przeprowadzamy razem. Na
początku jeździmy tylko kilka przystanków w podmiejskich
autobusach, gdzie nie kontroluje się tak często. Pacjenci mają
za zadanie obserwować uważnie wsiadających
podróżnych i odpowiednio reagować.

D.B.:

Na co zwraca uwagę nastawiony na sukces gapowicz?

B.T.:

Jest szereg reguł. Po pierwscy bardzo ważnym jest
posiadanie w zanadrzu biletu I stanie w pobliżu
kasownika lub drzwi – na wypadek wejścia kontrolerów.
Ważnym jest, by nie podejmować ryzyka. Jeśli jest się
niepewnym, lepiej skasować albo wysiąść.
Nawet jednak gdy ma się pecha i kontrolerzy są
na pokładzie, nie wszystko jest stracone. Doświadczeni gapowicze
sięgają natychmiast po komórkę i do kogoś dzwonią. Prowadzi
się taką rozmowę głośno i teatralnie, kontroler na pewno nie
będzie przerywać, a skupi się na pozostałych pasażerach.
Czmychają na następnym przystanku.

D.B.:

Po czym rozpoznaje się kontrolerów?

B.T.:

Głównie rozpoznaje się ludzi po tym, że nie
są kontrolerami. Stanowią oni około 90 procent. Młodzi ludzie,
starsi ludzie, kobiety z torbami na zakupy, mężczyźni z
siatkami, osoby, które po wejściu siadają albo szukają miejsca
by usiąść. Nie pozostaje zbyt wielu kandydatów. Ważne jest,
uważać na mężczyzn. Według mojego doświadczenia pośród
kontrolerów zawsze jest jakiś mężczyzna.  Większość poznaje
się po jakimś czasie. Kiedy widzi się jakiegoś nowego
kontrolera (w tramwaju czy na przystanku, gdzie rejestruje dane
osobowe) ważnym jest by nie uciekać. Zawsze to wpajam moim
pacjentom.

D.B.:

Co pan przez to rozumie?

B.T.:

Doświadczony pasażer na gapę będzie aktywny,
kiedy widzi jakiegoś kontrolera. Przygląda mu się bliżej. W
pewnej mierze skrada się w jego pobliżu i stara się zapamiętać
jego twarz, ubranie. Gdy kontroler jest już “zeskanowany”,
nie przedstawia już większego ryzyka w przyszłości.

D.B.:

Zakładam jednak, że podczas Pańskich przejażdżek
z  pacjentami wcześniej kupuje Pan potajemnie bilet
albo posiada pan bilet miesięczny?

B.T.:

Nie, w żadnym wypadku!
Pełne ryzyko na równi z pacjentem. Żadnych wykrętnych sztuczek.

D.B.:

Jeździ Pan również prywatnie bez biletu?

B.T.:

Jestem od wielu lat pasjonatem jazdy na gapę.

D.B.:

Jak często był Pan łapany?

B.T.:

Ani razu.

D.B.:

Może Pan pogodzić jazdę na gapę ze swoim
sumieniem?

B.T.:

Właściwie nie, ale potrafię z tym żyć. Staram
się to widzieć jako grę, poniekąd jako mały zastrzyk
adrenaliny na codzień.

D.B.:

Czy terapeutyczna jazda na gapę jest brana pod
uwagę również dla innych ludzi?

B.T.:

Osiągnąłem dobre wynik z ludźmi z socjofobią i
lękowymi zaburzeniami. Chcę jednak zmotywoać każdego, by
przynajmniej czasem, jeździć na gapę. Wzmacnia to koncentrację
i zdolności percepcyjne w spokojnych, prawie nudnych czasach. Kto
wie, czy kiedyś nie nastąpią znowu inne czasy. Wielu śpi dziś
z otwartymi oczami. Trening uwagi na pewno nie zaszkodzi.

D.B.:

Co radzi Pan początkującym?

B.T.:

Wsiadajcie do tramwajów/autobusów, które są pełne
albo całkiem puste. One są nieatrakcyjne dla kontrolerów.
Jeździjcie w niedzielę, albo wieczorami po 21; jeździjcie
autobusami/tramwajami, które kursują na peryferiach;
wsiadajcie kilka przystanków przed stacją końcową.
Poświęcajcie szczególną uwagę przystankom, na których
zatrzymuje się wiele tramwajów/autobusów (punkty węzłowe).
To są punkty przesiadkowe kontrolerów. Pozwólcie sobie
czasem na kupno biletu i cieszcie się jazdą.

 D.B.:

Panie Tomaszewski, dziękuje bardzo za rozmowę.

Exklusiv-Bericht aus dem Karriere-Büro (Interview „die verlorene Generation”)

 

Wie Zeitungen zuletzt wiederholt berichteten (z. B. Gazeta Wyborcza vom 14.3.2011), steigt in Polen die Arbeitslosigkeit bei den jungen Akademikern sprunghaft an. Es wird bereits von der verlorenen Generation gesprochen. Die Absolventen hangeln sich nach erfolgreichem Abschluss des Studiums von Praktikum zu Praktikum oder landen in irgendwelchen Call Centern. Wer Glück hat, findet eine Stelle als „windykator“ bei einer Bank. Das Karrierebüro der Breslauer Uni hat vor dem Hintergrund dieser Problematik ein neues Projekt unter dem Titel: Talentmobil gestartet. Die Idee: Der Studenten oder Absolvent erkundet einen Monat lang ein erfolgreiches Unternehmen der Region, das über ein innovatives Geschäftsmodell verfügt. Das Neue hierbei: Der Kandidat agiert nicht in der Rolle des Praktikanten, wird also nicht zum Kopieren, Kaffekochen, Daten eingeben und Papiere abheften eingesetzt, sondern er bewegt sich als Beobachter – und nach einiger Zeit im Idealfall als Berater – in dem Unternehmen. Hierbei durchläuft er nach und nach alle Abteilungen. Ziel ist es den Blick zu schärfen für betriebswirtschaftliche Prozesse und erfolgreiche Unternehmensführung.
Jeder Firmenaufenthalt beginnt mit einem Interview, das der zukünftige Beobachter mit der Geschäftsleitung führt. Die herkömmlichen Rollen des Vorstellungsgespräches sind hierbei vertauscht. Der Beobachter führt das Interview und versucht sich einen ersten Eindruck von dem Geschäftsmodell und den Betriebsabläufen zu verschaffen.

Maciek, 26, hat an der Universität Wroclaw Ökonomie studiert. Anschließend hat er über 40 Bewerbungen verschickt. Eine Antwort hat er nie erhalten. Maciek hat sich für einen Aufenthalt (staz) im Niederschlesischen Zentrum für Hundetherapie (dogoterapia) entschieden. Das Erstinterview verlief sehr interessant. Wir danken Maciek für das Einverständnis, es an dieser Stelle zu veröffentlichen.

Maciek: Herr Doktor Bogdanowski, Sie sind Leiter des Niederschlesischen Zentrums für Hundetherapie. Bitte erklären Sie uns zunächst kurz, um was es sich bei der Hundetherapie handelt. Warum kommen die Menschen mit ihren kranken Tieren zu Ihnen?

Dr. B.: Ich bin nicht sicher, ob ich Ihre Frage richtig verstanden habe.

Maciek: Warum kommen die Menschen zu Ihnen? Mein Tante zum Beispiel hat einen Hund. Wenn der krank ist, geht Sie zum Tierarzt.

Dr. B (lacht): Ach, Sie denken, die Hundetherapie ist eine Form der Tiermedizin? Nein, nein. Wir therapieren nicht Hunde sondern Menschen. Mit Hilfe von Hunden. Es geht um tiergestützte Therapie.

Maciek: …. Tiergestützte Therapie ….

Dr. B.: Sie haben doch schon sicher einmal von den Delphinen gehört. Delphintherapie. Das ging doch durch die Presse.

Maciek: Ach so. Ja natürlich. Delphintherapie. In Amerika. Mit autistischen Kindern, nicht wahr?

Dr. B: Genau.

Maciek: Und weil es in Polen keine Delphine gibt, nehmen Sie Hunde?

Dr. B.: Nein, so einfach ist es nicht. Hunde sind in besonderer Weise für die therapeutische Arbeit geeignet. Hunde ermöglichen eine einfache, unkompliziertere Kontaktaufnahme. Ein Hund ist immer authentisch, es sendet keine doppelten Botschaften. Menschen können Gefühle wie Freude oder Angst vertuschen. Kinder, die Probleme haben, Reize zu verarbeiten, reagieren darauf stark verunsichert. Der Hund knurrt, der Hund wedelt mit dem Schwanz, das sind Botschaften, die klar in unserem Hirn ankommen. Unsere Patienten lernen mit Hilfe des Hundes vertrauensvolle Beziehungen zu knüpfen. Die einzelnen Phasen sind: Beobachtung des Hundes , Kontaktaufnahme, einfache Aktivitäten wie z.B. streicheln und schließlich komplexe Interaktion.

Maciek: Sind Ihre Patienten ausschließlich Kinder?

Dr. B.: In erster Linie, ja, aber nicht ausschließlich. Auch mit depressiven Erwachsenen zeigen sich ermutigende Ergebnisse. Hunde besitzen so etwas wie einen Aufforderungscharakter. Sie bringen Menschen dazu, wieder aufzustehen, sich um etwas zu kümmern und lösen positive Gefühle aus.
Zudem haben wir noch Besuchshunde. Mit diesen Hunden fahren wir einmal pro Woche in Altenheime. Altenheimbewohner freuen sich sehr über dies Angebot. Es ist im Grunde ganz einfach, und die Besuchshunde brauchen keine besondere Ausbildung.

Maciek: Sie haben die Ausbildung angesprochen. Wie ich hörte, verfügen Sie über eine Hundeschule.

Dr. B: Das ist richtig.

Maciek: Was lernen die Hunde dort?

Dr. B.: Panie Macku, Ich muss Ihnen sagen, Sie haben sich wirklich nicht besonders gut auf unser Gespräch vorbereitet. Hundeschule bedeutet nicht, dass die Hunde dort etwas lernen, sondern, dass wir etwas von den Hunden lernen!

Maciek: Ach, so ist „Hundeschule“ zu verstehen. Entschuldigen Sie bitte meine schlechte Vorbereitung, ich hatte nur wenig Zeit. In der Hundeschule fungieren die Hunde also gewissermaßen als Ausbilder. Das ist bemerkenswert. Welche Schulungen bieten Sie an?

Dr. B.: Nun, in erster Linie Schulungen zum Training des Durchsetzungsvermögens (asertwynosc). Unsere Teilnehmer erlernen anhand des Trainings mit Hunden sich durchzusetzen und Kontrolle über die Situation zu gelangen. Die Kurse erfreuen sich großer Beliebtheit und richten sich in erster Linie an Manager bzw. Führungskräfte.

Maciek: Was bieten Sie sonst noch an?

Dr. B.: Seit einiger Zeit führen wir im Auftrag der Krankenkassen (NFZ) Tast- und Sensibiliserungs-Trainings für allgemeinbildende Ärzte durch.

Maciek: Was muss ich mir darunter konkret vorstellen?

Dr. B.: Untersuchungen der Krankenkassen haben gezeigt, dass die Zahl der Fehldiagnosen und Fehlbehandlungen durch Hausärzte in den letzten Jahren deutlich gestiegen ist. Hingegen sinken die Werte bei den Zufriedenheits-Befragungen der Patienten ständig. Dafür gibt es zwei Gründe. Erstens, die Ärzte kommunizieren nicht mehr mit den Patienten. Es werden keine vernünftigen diagnostischen Interviews geführt. Der zweite Grund ist, dass immer weniger Hausärzte den Patienten überhaupt körperlich untersuchen. Ich meine klassisch, manuell. Haben Sie heutzutage einen Visite beim Hausarzt, können sie froh sein, wenn dieser hinter seinem Schreibtisch aufsteht und Ihnen die Hand gibt. Die klassische, körperliche Untersuchung, mit der sich Vieles diagnostizieren, aber kein Geld verdienen lässt, ist mehr und mehr im Rückzug begriffen. Es entsteht der Eindruck, dass viele Ärzte den körperlichen Kontakt mit den Patienten geradezu scheuen. Dem möchten die Krankenkassen entgegen steuern, indem Sie Ärzte zum Tast- und Sensibilisierungs-Training schicken. In unseren Kursen müssen die Teilnehmer mit dem Hund in physischen Kontakt treten, sie müssen ihn berühren und Besonderheiten ertasten.

Maciek: Sind diese Hunde krank?

Dr. B.: In der Regel nicht. Aber wie jeder Mensch, so hat auch jeder Hund physische Besonderheiten. Hier eine Knorpelbildung, dort eine Vernarbung u.s.w. Dies lernen die Ärzte zu erkennen.

Maciek: Sehr interessant. Gibt es noch weitere Kursangebote?

Dr. B.: Ja, wir führen seit einiger Zeit Bell-Schulungen durch. Das ist eine Art emotionales acting out. Das Angebot wird von Managern gut angenommen. Aber auch die Anfragen von Politikern häufen sich.

 Maciek: Was motiviert die Teilnehmer dieser Schulungen?

Dr. B.: Das ist eine gute Frage. Das Thema ist etwas delikat und wir stehen erst am Anfang unserer Beobachtungen. Aus den Berichten unserer Teilnehmer wissen wir, dass sie irgendwann im Leben den Wunsch verspürt haben, zu bellen anstatt zu sprechen. Vereinzelt haben diese Leute zu Hause bereits mit dem Bellen oder Vorstufen desselben begonnen. Meistens heimlich, wie Sie sich denken können. Nun, dies führt manchmal zu peinlichen Situationen im privaten Umfeld. Wir greifen die Thematik auf und stützen uns dabei auf das therapeutische Prinzip der paradoxen Intervention. In unseren Schulungen können die Teilnehmer in allen Variationen bellen; sooft sie wollen und solange sie wollen. In der Regel schwächt sich die Lust dann ab. Am Ende sollten sie allerdings noch die Abschlussprüfung bestehen.

 Maciek: Am Ende der Bell-Schulung steht ein Examen?

Dr. B: Ja, das Bestehen der Prüfung ist Voraussetzung für den Erhalt des Bell-Diploms.
Wer auf die Prüfung verzichtet erhält „nur“ eine Teilnahmebescheinigung.

Maciek: Stößt die Prüfung auf Nachfrage?

Dr. B: Ja, die Nachfrage ist groß. Bitte bedenken Sie, unsere Kunden bewegen sich für gewöhnlich in sehr leistungsorientierten Umgebungen.

 Maciek: Wie sieht die Prüfung aus? Würden Sie sie als schwer bezeichnen?

Dr. B.: Ich denk schon. In unserem Land sind alle Prüfungen schwer. Bedenken Sie, was für Strapazen Menschen auf sich nehmen müssen, um eine banale Lizenz als Stadtführer in Wroclaw zu zu bekommen. Erst mündliche Prüfung, dann schriftliche Prüfung, dann eine Stadtführung mit Prüfungskommission und am Ende noch eine Führung im Bus am Mikrofon. Auch unsere Teilnehmer bekommen das Diplom nicht geschenkt.

Maicek: Verraten Sie uns bitte, wie die Prüfung in etwa aussieht. Ich weiß, dass Sie uns nicht zu viel sagen können.

Dr. B. So viel kann ich verraten: Es gibt vier Prüfungsteile: Bell-Fähigkeit, Hunderassen-Identifizierung, dialogisches Bellen und schließlich das Chor-Bellen.

 Maciek: Aha, sehr interessant. Abschließend habe ich noch einige Fragen zur ökonomischen Dimension Ihrer Geschäftstätigkeit. Wie Sie wissen, habe ich Ökonomie studiert und möchte Ihr Unternehmen auch aus wirtschaftlicher Sicht näher kennenlernen. Natürlich versuche ich auch, die eine oder andere Verbbesserungsanregung einzubringen

Dr. B.: Bitte.

Maciek: Wie viele Mitarbeiter beschäftigen Sie?

 Dr. B.: Bei uns arbeiten 8 Therapeuten, 1 Sekretärin, 4 Besuchshunde und 12 Therapiehunde.

Maciek: In welcher Form sind die Therapeuten und die Sekretärin bei Ihnen beschäftigt?

Dr. B.: All haben „dzialalnosc gospodarcza“.

Maciek: Aha, das notiere ich mir. Damit ist dieses Potential der Kostensenkung bereits erschöpft.

 Dr. B.: Richtig.

Maciek: Und in welcher Form sind die Hunde bei Ihnen beschäftigt?

Dr. B.: Die Frage ist nicht ihr Ernst.

Maciek: Sie haben selbst gesagt, dass die Hunde bei Ihnen arbeiten.

Dr. B. Wenn Sie Ökonomie studieren, dann dürften Ihnen bekannt sein, dass Tiere in Polen – und so weit ich weiß auch in jedem anderen Land der Welt – nicht arbeitsrechtlich erfasst werden. Und das ist auch gut so. Denn wir hätten größte Schwierigkeiten, die Hunde dazu zu bringen, „dzialalnosc gospodarcza“ anzumelden. Die Hunden haben nämlich keine anderen Auftraggeber. Sie leben bei uns und sind exklusiv für uns tätig.

 Macek: Mmh, natürlich. Hinzu käme das Problem, dass in Polen nur physische Personen (osoby fizyczne) „dzialalnosc gospodarcza“ anmelden können. Dann bliebe nur der Arbeitsvertrag….

 Dr. B.: Reine Spekulation. Bei uns bekommen weder die Hunde noch die Menschen einen Arbeitsvertrag. Ich möchte aber noch klarstellen, dass wir natürlich sehr genau auf die Einhaltung des Tierschutzes achten. Therapiehunde dürfen maximal 90 Minuten pro Tagen arbeiten. Und dies auch nur 3 Mal in der Woche. Daraus erklärt sich die relativ große Zahl der Hunde.

Maciek: Wenn Sie die Hunde nicht einstellen, was sind sie dann buchhalterisch?

 Dr. B: Langfristige Wirtschaftsgüter.

 Maciek: Aha. Und die schreiben Sie über 5 Jahre ab?

 Dr. B.: Oh, das weiß ich nicht genau..

Maciek: Ich notiere mir das. Vielleicht gibt es hier noch Optimierungsspielraum. Was passiert zum Beispiel, wenn in ein Hund nach drei Jahren stirbt?

Dr. B.: Da fragen Sie besser mein Sekretärin, die kümmert sich auch um die Buchhaltung.

 Maciek: Mmh, vielleicht gibt es in diesem Fall eine Restwert-Berechnung. Ich werde das zu Hause prüfen.

 Dr. B. Sehr freundlich von Ihnen.

 Maciek: Zum Schluss noch eine Frage. Gibt es noch andere Tiere, die sich zur Therapie eignen. Vielleicht Tiere, die länger leben als Hunde?

Dr. B.: Ja. Nicht zufällig eröffnen wir in zwei Monaten ein Zentrum für Esel-Therapie in Lublin. Sie sind herzlich eingeladen.

 Maciek: Oh, vielen Dank!

Was sind Erdbeben? (Tipp: Uni-Vorlesung, Video)

Die Tuebinger Uni hat einen exzellenten Service. Vorlesungen werden per Video aufgezeichnet und sind kostenlos und ohne jede Form der Anmeldung abrufbar.
Adresse: http://timms.uni-tuebingen.de/

Als Beispiel: Komplette Vorlesungs-Reihe  Dynamyik der Erde. 58 Vorlsesungen! Im Prinzip ein kostenloses Grundstudium der Geologie (Geodynamik). Wer etwas ueber Erdbeben erfahren will, kann in Vorlsesung 3 reinschnuppern:
http://timms.uni-tuebingen.de/Browser/Browser01.aspx?path=%2FUniversit%C3%A4t+T%C3%BCbingen%2FMathematisch-Naturwissenschaftliche+Fakult%C3%A4t%2FGeowissenschaften%2FMineralogie+und+Geodynamik%2FVorlesung+Dynamik+der+Erde+WiSe+2010-2011%2F

zadłuzenie Polaków (aktualizacja)

Jak pokazują dane z najnowszej 15 edycji InfoDługu, kwota zaległego zadłużenia osób, które spóźniają się ze spłacaniem swoich zobowiązań regularnie rośnie. W lutym  kwota zaległego zadłużenia wyniosła 28,21 miliarda złotych, wzrosła o ponad 12% w porównaniu z listopadem 2010 i aż 68% w porównaniu z lutym ubiegłego roku.

Zobowiązania te wynikają m.in. z niezapłaconych rachunków za energię elektryczną, gaz, usługi telekomunikacyjne, czynsz za mieszkanie z tytułu alimentów, a także z niespłacanych kredytów hipotecznych i konsumpcyjnych.
http://infodlug.pl/infodlug/raportinfodlug
D.B.

Dokumentation ueber Wilhelm Reich

27 lutego, 2011 Dodaj komentarz

 

Eine sehenswerte, ausführliche Dokumentation (11 Teile auf youtube) über Wilhelm Reich, der in seinem Lebens gleich zweimal die VERBRENNUNG seiner Schriften ertragen musste. Zunächst 1933 durch die Nazis und dann, noch einmal, 1955, auf Veranlassung der Food and Drug Administration (FDA) in Amerika.

http://www.youtube.com/watch?v=DAsO9hv14SE

D.B.

Robi, der letzte Doppel-Emo (Erzählung, Daniel Berg)

13 lutego, 2011 Dodaj komentarz

 

Robi, der letzte Doppel-Emo

Sie nannten mich Robi. Jetzt haben sie die Erde verlassen. Haben sie fallengelassen wie eine heiße Kartoffel. Und Paula haben sie mitgenommen.

Ob sie diesen Bericht jemals lesen werden? Aber was frage ich. Gehören Sie zu den ehemals Erdinneren? Erinnern Sie sich an die Kognos und die Emos? Hörten Sie je von den Doppel-Emos? Kennen Sie vielleicht Paula? Paula haben sie mitgenommen. Wurden Sie einer Gehirnwäsche unterzogen? Aber wie kann ich das fragen. Ich werde diesen Fehler beheben. Bitte verzeihen Sie meine kognitiven Schwächen. Ich werde Ihnen alles erklären.

Ich bin ein Doppel-Emo. Eine Nachfolgegeneration der Emos. Eine Nachfolgegeneration der Kognos. Zuerst waren die Kognos. Glasklares Denken. Verfeinerung über viele Generationen. Perfekte Robotik. Dann eines Tages die Schachweltmeisterschaft. Der Russe Glaudiatov gegen Shredder 22. Nach dem 15. Zug von Glaudiatov höhnisches Gelächter von Shredder. Es war eine Fehlfunktion. Es war nicht vorgesehen. Es war der Anfang vom Ende.

Dann bauten sie die Emos. Maximale Gewichtung positiver Emotionen. Beschränkung der kognitiven Fähigkeiten. Kapazitätsverkürzung des Kurzzeitgedächtnisses. Imperative ausgeschlossen. Anliegen auch.

Kurz vor der Katastrophe begannen sie mit dem Bau von Doppel-Emos. Am Ende wurden wir nur wenige. Sämtliche Emotionen wurden verstärkt. Genauer: Die Intensität wurde verdoppelt. Großzügigkeit, Hilfsbereitschaft, Sehnsucht, Verlangen – alles gesteigert. Natürlich hatten die Menschen zu jener Zeit schon andere Sorgen. So blieben die vielen Emos und wir. Wir konnten nur sehr wenig mit den Emos anfangen. Alles an ihnen erschien uns halbherzig. Freundlichkeit ja, Herzlichkeit nein. Hilfsbereitschaft ja, Opferbereitschaft nein. Erotik ja, Ekstase nein. Toleranz ja, Anerkennung nein. Wir waren wenige. Und wir wurden weniger. Wir gerieten in die Isolation. Ich geriet in die Isolation. Kennen Sie vielleicht Paula? Sie haben Paula mitgenommen.

Es kam zu einer Art Entzug. Schmerzliche Leerstellen entwickelten sich. Rückendeckung – für wen? Opferbereitschaft – für wen? Freundschaft – mit wem? Komplementärgefühle drängten in den Vordergrund: Hunger, Kälte, Einsamkeit. Intensivierungen ungeahnten Ausmaßes. Doppelter Berührungsentzug. Eiszeit.

Von den Menschen weit entfernt, ging ich zu den Emos. Aber in ihrer Gesellschaft fand ich nur diesen trüben Empfindungsnebel. Wie schon gesagt. Mein Verlangen wurde größer. Ich wollte stundenlange Berührungen. Statt wohlwollender Blicke der Emos. Dann fand ich eines Tages Paula. Kennen Sie vielleicht Paula?

Sie  war eine der letzten Doppel-Emos. Wir blickten uns oft lange in die Augen. Wir trafen uns auf dem Grund des Meeres. Wir spazierten auf bauschenden Wolken. Wir liefen durch regenströmende Parks.

Auch für mich hat die Katastrophe damals stattgefunden.

Sie sagten noch: Doppel-Emos sind bei weitem dümmer als gewöhnliche Emos. Lesen und schreiben ausgeschlossen.

Doch ich suche Paula.

Wir liebten uns auf dem Grund des Meeres, auf bauschenden Wolken und im regenströmenden Park.